W pułapce
Stuk.. stuk... bzzz... stuk...bzzz..Tylko te odgłosy wypełniały przestrzeń pomieszczenia. Mucha zakłócała panującą w tym miejscu ciszę. Obijała się o szybę okna, nie rozumiejąc, że znalazła się w pułapce. Pułapce, z której nie ma wyjścia. Chciała jednego-wolności. Pragnęła polecieć ponad kwiatami, ponad łąką, znów zakosztować świeżego powietrza i spojrzeć na zachodzące słońce...
Stuk.. stuk... bzzz... stuk...bzzz..
I nagle BAM !
Piłka odbiła się z hukiem o framugę okna.
Mały chłopiec stał przy szybie, ociężałą głowę wsparł na rękach opartych o parapet. Z zaciekawieniem obserwował dziewczynkę podbiegającą pod jego dom, by zabrać zgubę i powrócić do przerwanej zabawy. Ta jednak zauważyła go i stanęła przed oknem przyglądając mu się uważnie. W jej oczach malowała się beztroska radość. Tak często spotykana u małych dzieci, które nie muszą się niczym przejmować. U których największym zmartwieniem jest wybór zabawy na następny dzień lub zawiązanie buta...
Znów zwróciła oczy w jego stronę. Obdarowała go, najszczerszym i najbardziej bezinteresownym uśmiechem jaki widział kiedykolwiek. Takim, którym może podarować jedynie dziecko.
Chciał go odwzajemnić, ale nie potrafił przełamać wewnętrznej blokady, która nagle się w nim pojawiła. Czuł ogromny smutek i żal. Jego serce powoli rozdzierała zazdrość i ogromna bezradność. Uniósł jedynie kąciki ust w nadziei, że może chociaż w małej mierze będzie to wyglądało jak uśmiech. Mała, chyba zauważyła jego smutek i dziarsko machnęła ręką w geście zaproszenia do zabawy.
- Tak ! Ależ chcę się z tobą pobawić... - myślał - dlaczego nie mogę wyjść? Dlaczego wszyscy mogą się bawić tylko nie ja? Czy jestem inny?- w głowie kumulowały mu się przeróżne, bolesne pytania.
Spojrzał na wciąż uśmiechającą się dziewczynkę i pokiwał przecząco głową, ze smutkiem w oczach. Ta w odpowiedzi powoli się odwróciła i pobiegła do koleżanek, rzucając im w biegu piłkę.
Patrząc przez okno nie potrafił się powstrzymać, ciężkie łzy zaczęły rzeźbić na jego policzkach strumień. Cichutko szlochał czując ogromny ból. Nie mógł zrozumieć, dlaczego i w jakim sensie jest inny.
Stuk.. stuk... bzzz... stuk...bzzz..
Po chwili przez zapuchnięte od płaczu oczy, spostrzegł winowajcę zakłócającego ciszę pokoju. Mucha nie dawała za wygraną i wciąż taranowała okno, jednak bezskutecznie. Jej małe ciałko nie było w stanie sprostać gabarytom okna. Patrzył na nią, jakby karmił się jej widokiem. Pomyślał sobie, że ona jest taka jak on. Zamknięta. Bezradna. Pozbawiona wolności.
Tak, jesteśmy tacy sami - powiedział jakby sam do siebie - kolejny potok łez powędrował po jego ciemnych policzkach.
Stał tak dłuższą chwilę, aż zdecydował się pomóc biednemu stworzonku. Wziął szklankę i kawałek papieru, uchwycił zawziętą do walki muchę, otworzył drzwi i zwrócił jej wolność. Odleciała tak szybko, że nawet jej nie zauważył. Nawet się nie odwróciła, by podziękować swemu wybawcy. Zamykając drzwi, rzucił długie spojrzenie na podwórko usłane biegającymi dziećmi i obtarł z rezygnacją oczy. Jednak w głębi duszy pomyślał: "mi też kiedyś uda się uwolnić, ja też kiedyś polecę nie zważając na nikogo, będę wolny."
Wrócił przed okno i znów wpatrywał się w dzieciaki hasające po podwórku, wymyślające najróżniejsze zabawy. Tak bardzo chciał do nich dołączyć, chociaż na moment, na malutką chwilkę. W tamtej chwili niczego nie pragnął bardziej niż zabawy, oderwania się od tego, co dzień w dzień go otaczało, od obowiązków narzuconych na ramiona tak małego dziecka.
Rozmyślanie przerwało mu mocne szarpnięcia za ramię. Ktoś z całej siły wbijał palce w jego bark, czuł jakby zaraz miał go zmiażdżyć. Kolejne szarpnięcie i już stał twarzą w twarz z rozwścieczoną twarzą swego ojca Josepha.
Co się tak mazgaisz, wszyscy na ciebie czekamy, myślisz, że kim jesteś, co? Mam cię nauczyć punktualności? - wycedził przez zęby. najgroźniej jak tylko mógł - złaź w tej chwili i skończ się mazać ! - dokończył tym samym złowrogim tonem.
Mały Michael nic nie odpowiedział, ale po jego policzkach spłynęły kolejne łzy. Chciał sprzeciwić się tyranizującemu go ojcu, ale zabrakło mu odwagi. Wiedział, że jeśli okaże brak chęci do wykonania polecania, w ruch może pójść pas lub kabel, a tego nie chciał. Wiec powłóczystym krokiem zszedł powoli, czując spojrzenie ojca na plecach.
- No i co się tak wleczesz? - poczuł mocne szturchnięcie w tył pleców - już wystarczająco czasu zmarnowałeś ! - znów usłyszał nie znający sprzeciwu ton Josepha.
Wreszcie znalazł się przed drzwiami wyjściowymi. Ujrzał braci przygotowanych do wyjścia w strojach scenicznych. Sam ubrany był już od dawna. Miał na sobie kamizelkę w panterkę, różową koszulę i żółte spodnie-dzwony przepasane grubym skórzanym pasem.
- chodź mały - Jermaine potargał pieszczotliwe go po włosach - mamy koncert do zagrania ! - powiedział nieco ironicznym, ale zadowolonym tonem.
W rzeczywistości kolejny raz musieli grać w klubie ze striptizem, w którym wygłodniali faceci ślinili się jedynie, do coraz bardziej odkrywających swoje ciało kobiet. Michael nienawidził tego środowiska, marzył o zagraniu dla "normalnych" widzów. Nie mógł patrzeć na te kobiety, zawsze odwracał wzrok, czuł, że to niewłaściwe. Śpiewając wyobrażał sobie, że jest na łące pełnej kwiatów, po której biegają uradowane dzieci.
Dotarli na miejsce, już od progu kobiety zebrane w klubie zaczęły go głaskać i targać jego włosy. Dało się słyszeć: "ojj jaki słodziak", "mały gwiazdor", "patrzcie jak słodko wygląda, tylko nam nie urośnij !". Po części lubił te słowa, dodawały mu otuchy, jednak nigdy nie zastanawiał się nad tym, czy gdy urośnie, nadal będzie tak uwielbiany przez ludzi. W tamtej chwili jednak nie zastanawiał się nad tym, chciał wystąpić, zaśpiewać i wrócić do domu, by pogrążyć się we śnie. Był na prawdę zmęczony, szkoła i próby wyczerpały jego mały organizm.
Usłyszał zapowiedź i już złapał mikrofon w rękę i śpiewał. Po chwili zaczął tańczyć, tak swobodnie, tak leciutko, jakby robił to od dwudziestu lat co najmniej, a w rzeczywistości zaczął kilka tygodni temu. Tak, scena to był właśnie jego żywioł ! Czuł się na niej jak ryba w wodzie. Bracia grali, a on wciąż śpiewał, pierwsza piosenka, druga, trzecia... przerywane jedynie oklaskami tłumu gapiów zebranych w klubie. Wreszcie po godzinnym, nieustannym występowaniu, koniec. Michael padał z nóg, jego bracia wyglądali na nieco mniej zmęczonych niż on. Ojciec podszedł do niego.
- Brawo Michael, spisałeś się na medal - wypowiedział zupełnie innym głosem niż wcześniej, tym razem trzymając delikatnie jego ramię, wciąż obolałe od wcześniejszego miażdżącego uścisku.
- Mogę pójść do auta? jestem zmęczony - zapytał, bojaźliwym głosem.
Trudno uwierzyć, że ktoś tak delikatny i pozbawiony dziecięcej radości, na scenie potrafi się przemienić w prawdziwą gwiazdę, która niczym torpeda gna po scenie, wykonując szereg ruchów i kroków. To było niezwykłe, z pozoru kruchy chłopiec, wchodząc na scenę zmieniał się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Ojciec jakby go nie dosłyszał. Poprowadził całą grupę za sobą do szefa klubu.
- Jeszcze chwila, jakoś wytrzymasz - powiedział, chcąc dodać mu otuchy Marlon. Położył rękę na jego plecach i delikatnie pchnął w stronę ojca. Michael wiedział, że nie może się sprzeciwić, więc zrezygnowany poszedł za nimi.
Przez cały czas młode dziewczyny, jak również striptizerki podchodziły do niego i napawały się jego talentem. Kątem oka dostrzegł Jermaine, który w kącie, na tyłach klubu obmacywał jedną ze striptizerek. Był młody, ale doświadczony, gdyż często odwiedzali tego typu kluby. Zdążył zobaczyć więcej niż niejeden chłopak w jego wieku. Dziewczyna całowała jego szyję, a on cały czas jej dotykał, wciąż spoglądając na ojca, który lada chwila mógł skończyć rozmowę. Michael przeraził się tym widokiem, nie rozumiał dlaczego to robią. Zamknął oczy i przestał na nich patrzeć. Stał tak kilka minut, aż usłyszał tubalny głos ojca.
- Dobra chłopaki, zbieramy się - rozkazał - a gdzie Jarmaine ? - zapytał powstrzymując się od zdenerwowanego tonu.
- ee.. Poszedł do łazienki - odezwał się któryś ze starszych braci. Wiedział, że gdyby ojciec się dowiedział co Jarmaine robi, na pewno nie puściłby mu tego płazem.
W końcu Jarmaine zauważył, że ojciec skończył rozmowę, szybkim krokiem wrócił do reszty zespołu i z uśmiechem ruszył w stronę wyjścia.
- Jak było? Opowiadaj ! - słyszał szepty starszych braci, ale nie przejmował się tym. Chciał jedynie wrócić i pójść spać.
Czuł, że jego dzieciństwo radykalnie różni się od dzieciństwa jego rówieśników. Nie miał znajomych, przyjaciół, miał tylko swoich braci. Bardzo często płakał, bardzo często koił tym swój ból, wraz ze łzami odpływała gorycz, którą odczuwał. Wciąż zadawał sobie w myślach pytanie: "Dlaczego jestem inny?". Nie znał odpowiedzi. Miał zaledwie kilka lat, a czuł się jak ktoś o wiele starszy, którego życie wypełniają liczne obowiązki. Na każdym kroku odczuwał nienawiść, wciąż słyszał: "wyglądasz paskudnie", "masz wielki nochal", "zabieraj chudy tyłek i do pracy !". Odczuwając tak wielki ból, musiał wychodzić na scenę i udawać szczęśliwego, niezwykłego w swojej zwykłości dzieciaka. Nikt nie wiedział jak go traktowano, każdy widział w nim jedynie cudowne dziecko, małego Michaela- gwiazdę The Jackson 5.
Bardzo fajnie to opisujesz. Widzę, że wczuwasz się bardzo w jego ból, tzn próbujesz zrozumieć. Pewnie dużo poświęcasz myśli temu tematowi :).
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie otwiera oczy innym i pokazuje jak bardzo cierpiał Michael. Cały czas zastanawia się czemu jest inny. i przez to na pewno czuł sie wyobcowany (bo bł wyobcowany) i czuł sie dziwakiem w przyszłości (co skłoniło go do operacji plastycznych) i jeszcze media mu to powtarzały 'wacko jacko'. Joseph wgl nie zwracał uwagi an potrzeby jego dzieci. on płacze, a on bezlitośnie się drze, on jest zmeczony, a ten udaje się na rozmowę z szefem.
Jak małe dziecko miałoby uradzic taki ciężar? Od początku życia widział tylko takie coś, a jako że jesteśmy produktami dzieciństwa, Michael zawsze już żył w bólu i nie potrafił się go pozbyć. Nie wiem jak on to znosił. Tak bardzo chciało mu się płakać a jednocześnie musiał występować i powstrzymywać łzy. jeszcze w jego głosie nie mogło być słychać tego że chce płakać bo to by zepsuło występ. poza tym, ludzie by tylko wielki szum zrobili gdyby on popłakał sie na scenie, bo nie wytrzymał bólu. by wszyscy się dziwili i by mogło być jeszcze gorzej. może to że fizycznie się rozładowywał (bo tańczył) to to mu pomogło się rozluźniać. biedny ;((. na szczęscie muzyka to jego żywioł i dawało mu to radość i nawet wolność, mimo że nie mógł tańczyc jak chciał tlyko tak jak ojciec sobie zażyczył.
takie straszne rzeczy sie dzieją na tym świecie a nikt o nich nie wie na czas.
Wzruszające,piękne opowiadanie.Uważam,że doskonałe stylistycznie,z doskonale wykorzystanymi faktami.Chwyta za serce.Smutne,ale dobrze się czyta.Było parę literówek,ale to nieważne ;-)
OdpowiedzUsuńBiedny Michael,naprawdę miał okropne dzieciństwo.Miał swoich braci,których bardzo kochał,ale nie był szczęśliwy.W końcu w wieku zaledwie kilku lat musiał pracować jak dorosły.
Cieszę się,że napisałaś to opowiadanie,jest cudowne:-)
Świetne opowiadanie, pod każdym względem. Bardzo poruszające. Gratuluję umiejętności.
OdpowiedzUsuńPięknie opisane. Wzruszyłam sie podobnie, jak przy Twoim poprzednim opowiadaniu. Gratuluję wielkiego talentu i czekam na następneTwoje dzieła ;)
OdpowiedzUsuńCudo... po prostu brak słów
OdpowiedzUsuńCudo... po prostu brak słów
OdpowiedzUsuń44 yr old Desktop Support Technician Dorian Ertelt, hailing from Laurentiens enjoys watching movies like Galician Caress (Of Clay) and Taekwondo. Took a trip to Historic Town of Goslar and drives a Mazda5. zobacz to teraz
OdpowiedzUsuń