środa, 11 września 2013

Opowiadanie 1- "Wspomnienie"

Bardzo lubię pisać, głównie robię to dla siebie, ale wszystko jak na razie lądowało jak to się mówi w szufladzie.
Postanowiłam, że w wolnych chwilach mogłabym wymyślić coś o Michaelu i podzielić się tym z moimi czytelnikami.
Oczywiście wszystko o czym będę pisała jest fikcyjne, stworzone tylko i wyłącznie w mojej głowie.
Jedynie, niektóre osoby i miejsca mogą być prawdziwe.
Zapraszam do czytania i wyrażania własnej opinii w komentarzach !
you are not alone
Wspomnienie
Wciąż czuję zapach jego świeżego potu, na karku jego szybki oddech, na ręce wciąż czuję dotyk- jego dotyk. Nie myślę, czuję. Wpatruję się tępo w sufit od jakichś kilku minut, a może godzin? Nie wiem. Wciąż nie mogę ochłonąć po tym co się stało. Wtulona w poduszkę i okryta szczelnie kocem wracam wspomnieniami. Pamiętam okrzyki, jego głos, światła, ludzi wokół, stłoczonych jak sardynki w puszce. Raz po raz sanitariusze wynosili omdlałe osoby, które bezwładnie wędrowały po morzu z ludzkich rąk, aż wreszcie docierały na trzymane przez dwójkę mężczyzn nosze. Jednak najbardziej w pamięci pozostał mi jego głos. Tak. On jest najwyraźniejszy. Rozbrzmiewa w mojej głowie. Ach! Nie daje mi spokoju. Wciąż go słyszę, chcę słyszeć, ale jednocześnie czuję się jak w paranoi, jakbym odchodziła od zmysłów.

Wstałam o trzeciej nad ranem, aby zając sobie jak najlepsze miejsce, jak najbliżej sceny. Zapakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do małego plecaczka. Otworzyłam drzwi, stanęłam w progu i poczułam ogromne uderzenie porannego zimna. Zdeterminowana do stawienia czoła każdej przeszkodzie- nawet ciemnemu i zimnemu porankowi udałam się na przystanek. Czekałam dłuższą chwilę, aż w końcu podjechał samotnie jadący po drodze czerwony samochód, za którego kierownicą siedziała moja najlepsza przyjaciółka. Z tyłu zauważyłam jeszcze dwie nieznajome mi dziewczyny. Przedstawiłam się i pogrążyłam we własnych myślach, nie przejmowałam się zbytnio podekscytowanymi głosami wciąż rozbrzmiewającymi we wnętrzu auta. W końcu po kilkugodzinnej jeździe dotarłyśmy na miejsce.

Masa ludzi koczowała, aby zdobyć jak najlepsze miejsca, jednak nam udało się przecisnąć do samego przodu, aż po bramki zagradząjące przejście bliżej sceny. Stanęłam i czekałam. Dziewczyny zaczepiały mnie i pytały czy wszystko w porządku, odpowiadałam twierdząco. Widocznie zrozumiały, że jest to dla mnie ogromne przeżycie, na które chcę się przygotować w zaciszu własnej osoby. Czekałam na ten koncert od pięciu lat, nie mogłam wprost uwierzyć, że moje wyśnione marzenie ma się spełnić właśnie dziś. Miałam tylko nadzieję, że nie zemdleję na jego widok, że nie stracę ani sekundy z tego wspaniałego widowiska. Michael tak blisko, zaledwie kilka kroków ode mnie. Coś wspaniałego! Pogrążona tak we własnych myślach nie zauważyłam, gdy całe lotnisko, zapełniło się mrowiskiem ludzi.

I już ogromny telebim nad sceną wyświetlił pojazd kosmiczny jadący po szynach kolejowych. Ale ja czekałam, aż na scenie pojawi się kabina, z której mechanicznym krokiem, ubrany w złotą zbroję wyjdzie Michael i zacznie "Scream". Tak bardzo czekałam na jego głos, słyszany zaledwie z odległości kilkunastu metrów, tak utęskniony, tak wymarzony. I doczekałam się ! Do teraz pamiętam go dokładnie, każdy wers, słowo wypowiedziane przez jego usta...

Nawet się nie obejrzałam, a już jedna trzecia koncertu była za nami. Mrok otulił całe niebo, jednak scena kpiła sobie z niego i nadal rozświetlała blaskiem całą noc. Kończył się "Smooth criminal" jeden z moich ulubionych kawałków, w głosie Michaela słychać było już zmęczenie, ale nie dawał tego po sobie poznać i dalej tańczył ze znaną sobie werwą i zawziętością. Wyglądał jakby w głowie cały czas sobie powtarzał: "Nie dam się", "Nie zawiodę moich fanów", "No dalej Michael tylko się nie potknij !", "Bez względu na wszystko show musi trwać"...

Szybko się przebrał i zaczęła się jedna z tych  piosenek, przy których często płaczę wspominając tamten dzień. Słychać pierwsze dźwięki "You are not alone", Michael chodzi po scenie, gestykuluje jak zawsze, wpatruję się w niego jak w obrazek, nie przejmuję się wbijającą mi się pod wpływem nacisku tłumu barierką. Wszyscy wyciągają zapalniczki, łączą się w ten sposób ze swoim ukochanym wykonawcą. Sięgam do kieszeni spodni, chcąc również za pomącą tego małego płomyczka w jakiś sposób znaleźć się bliżej Michaela, ale to co zdarzyło się chwilę później zupełnie przerosło moje oczekiwania...

Ktoś chwycił mnie w pasie i wyciągnął przez barierkę, szepnął do ucha, ale nie usłyszałam dokładnie co. Teraz mogę się jedynie domyślać, jednak to nieważne w porównaniu z tym co zdarzyło się później. Pokazano mi przejście na scenę, wbiegając czułam się, jakbym była pod wpływem narkotyków. Ujrzałam Michaela, tak blisko, wyglądał wspaniale. Nie przejmowałam się tysiącami ludzi patrzącymi w moją stronę. Podbiegłam do  niego i objęłam jakby bojąc się, że zaraz mi ucieknie, nie chciałam się od niego oderwać, chłonęłam jego ciepło, zapach, wszystko co było z nim związane. Czułam się jak pijawka, która nie odklei się dopóki go w całości nie wypije. Michael nadal śpiewał, głaskał mnie po głowie, czułam jego wilgotne włosy dotykające mojej twarzy. Powtarzałam: "I love you", a on tylko przytulał mocniej. Był wspaniały, tak delikatny, głaskał mnie w taki sposób jakby bał się, że może zrobić mi krzywdę. Cały czas szeptałam mu do ucha, ale on musiał śpiewać, musiał tworzyć show. Wygłodniały tłum fanów pragnął jego słów, ruchów, widoku...

Te chwile były jak zaczarowane, byłam ja i on tak blisko siebie, jakby sami pośród dziczy okrzyków i lasu rąk. Ciągle to wspominam, moje myśli wracają do tamtej nocy. Zasypiając śnię o tamtej chwili, gdy nasze ciała były tak blisko siebie, gdy Michael śpiewał mi wprost do ucha, gdy czułam jego parzący dotyk na swym ciele.

Sny pojawiają się pod różną postacią. Czasem idę korytarzem, wchodzę do sali i widzę Michaela siedzącego w kącie z podkulonymi nogami i rękami zakrywającymi twarz. On płacze. Łzy płyną po policzkach. Chce to ukryć. Nie może. Jest zupełnie inny niż na scenie... taki kruchy, delikatny, zagubiony. Chcę do niego podejść, ale drogę zagradza mi tłum dziennikarzy i paparazzich robiących zdjęcia. Flesze błyskają, oślepiają całe pomieszczenie. Michael znika, rozpływa się pod wpływem świateł. Zostaje tylko unoszący się w powietrzu ogromny smutek i żal. Żal przed zdobytym, a jednocześnie utraconym życiem...

5 komentarzy:

  1. Cudowne opowiadanie!Masz wspaniały styl,czyta się przyjemnie.Zabrakło w tym opowiadaniu dialogu, ale i tak mi się podoba:-)
    Pewnie koncert, który opisałaś,to był na stadionie Wembley w Londynie, w 1988 roku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co do dialogu uznałam, że tutaj nie będzie zbytnio pasował, ale nie wykluczam, że w innych może się pojawić :)
      dziękuję za opinie i POZDRAWIAM !

      Usuń
  2. Każdy by tak chciał jak to opisałaś ;p. Każdy by chciał być pod sceną i jeszcze na nią wejść. ale rzeczywiście, co takie osoby później czują... myślą o nim cały czas i wciąż to przeżywają. jest to piękne ale takie smutne że trzeba było go puścić i odejść. ale na pewno znacznie gorzej jest innym fanom którzy też byli na koncercie i nie udało im się dostać na scenę, na co na pewno liczyli.
    A ostatni akapit ładny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. WoW. Poczułam się jakbym to ja tam była. Przepięknie piszesz. Czytając mam wrażenie że jestem tam i wszystko dzieje się na moich oczach, że jestem tą bohaterką. Wszystko jest tak realne. Po prostu nie mam słów które by to opisały.
    Jacksonka xD

    OdpowiedzUsuń
  4. 44 yr old Nuclear Power Engineer Xerxes Cater, hailing from Listuguj Mi'gmaq First Nation enjoys watching movies like Princess and the Pony and Poi. Took a trip to Durham Castle and Cathedral and drives a MX-6. jej ostatni blog

    OdpowiedzUsuń